05-06-2006r "Rzeczpospolita"
POLITYKA Kandydaci na prezydenta o Warszawie
Inwestycje
na pierwszym miejscu
-Najważniejsze
dla przyszłości stolicy są inwestycje i ich realizacja powinna być podstawowym zadaniem
przyszłego prezydenta - zgodzili się politycy podczas dyskusji o przyszłości
samorządu w fortach parku Traugutta.
Miało to być spotkanie z
udziałem kandydatów na prezydenta. W rezultacie rozmawiało ze sobą dwóch
oficjalnych kandydatów: Hanna Gronkiewicz-Waltz (PO)
i Marcin Święcicki (PD) oraz Ryszard Kalisz, jako... kandydat SLD na kandydata (SLD na razie rekomenduje
wiceszefa Rady Warszawy Marka Rojszyka, choć
nieoficjalnie wiadomo, że ma się to zmienić).
Trzej rozmówcy zgodnie
skrytykowali obecne rządy stolicą. -Warszawa stoi w miejscu. Jest miastem,
gdzie nie ma inwestycji. A to inwestycje są podstawą rozwoju miasta -
stwierdził Ryszard Kalisz.
Hanna Gronkiewicz-Waltz
mówiła o sprawnym zarządzaniu. - Szansą na rozwój stolicy są nie tylko fundusze
unijne i dotacje z budżetu państwa, ale także system partnerstwa
publiczno-prywatnego, czyli współpraca samorządu z firmami prywatnymi -
stwierdziła kandydatka PO.
- Warszawa to nie jest
miasto władz, urzędników i notabli. To miasto dla wszystkich. Każdy musi mieć
prawo wypowiedzi w istotnych sprawach - mówił Marcin Święcicki.
Uczestnicy debaty zgodzili
się, że parlament musi jak najszybciej rozwiązać problem dekretu Bieruta, którym w 1945 r. znacjonalizowano blisko 20 tys.
nieruchomości.
otkanie zorganizowała Partia Demokratyczna w 17. rocznicę
wyborów do Sejmu X kadencji.
Ikr
Europa każe
płacić za lekceważenie reprywatyzacji
2006-05-19 ,
Tadeusz Koss
dostanie 7 tys. euro odszkodowania za to, że ratusz
przez lata ociąga się z załatwieniem jego roszczeń do działki na placu Defilad.
Pieniądze przyznał Trybunał w Strasburgu
-
Cieszę się z wyroku, ale mam żal do urzędników z ratusza, że zmusili mnie,
żebym skarżył Polskę przed obcym sądem - mówi Tadeusz Koss,
wiceprezes Warszawskiego Zrzeszenia Właścicieli Nieruchomości. Zapowiada, że po
13 latach walki o zwrot przedwojennej działki dziadka będzie teraz dla ratusza
ostry. - Zabrali mi kilkanaście lat życia. Przeszedłem już dwa zawały. Jak
będzie trzeba, zażądam w sądzie odszkodowania i rąbnę ich po kieszeni.
Koss walczy o 1400 m kw. gruntu u zbiegu
Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Stała tam
kamienica. Po wojnie działkę ze zniszczonym budynkiem odebrało państwo na
podstawie dekretu Bieruta, który znacjonalizował
wszystkie domy w ówczesnych granicach stolicy. Teraz większość terenu zajmuje
park.
Koss o dawną własność upomniał się na początku lat
90. Szybko doprowadził do anulowania nacjonalizacji gruntu. W latach 1995-98
boksował się jednak z ratuszem, który najpierw zawieszał sprawę, a potem
odmawiał zwrotu. Koss wygrywał w Samorządowym
Kolegium Odwoławczym. Wtedy ratusz znalazł nowy sposób. Znowu zawiesił sprawę,
stwierdzając, że miasto najpierw samo musi wpisać się do hipoteki jako
właściciel terenu oraz uchwalić plan zagospodarowania dla pl. Defilad. Dzięki
temu sprawę roszczeń odłożono na półkę i leży ona tam aż do dziś, bo plan
uchwalono dopiero w tym roku.
Koss miał dość. W 1999 r. złożył skargę do Strasburga. Choć na wyrok czekał siedem lat, Europejski
Trybunał Praw Człowieka przyznał mu rację.
Stwierdzono, że od kiedy w 1998 r. zawieszono sprawę Kossa, władze nic w niej nie zrobiły. Trybunał podkreślił,
że winni temu są bezczynni urzędnicy. Gdy wyrok się uprawomocni, Koss dostanie od państwa 7 tys. euro
odszkodowania - chciał 125 tys. euro.
Nie ma on jednak złudzeń, że wyrok zmieni coś w nastawieniu ratusza. - Nie mogą
mi oddać tego gruntu, bo stworzą precedens. Traktują mnie jak intruza. Ale
jestem otwarty. Mogę pójść na ustępstwa, bo to moje miasto. Jeśli chcą mieć tam
park, to niech zapłacą odszkodowanie - oświadcza Koss.
Komisarz miasta Mirosław Kochalski niewiele wie o
jego roszczeniach. Obiecuje, że zbada sprawę i ustali strategię działania.
Dodaje, że roszczenia byłych właścicieli to problem, który stolica chce
rozwiązać w ustawie reprywatyzacyjnej. Nad jej projektem od zeszłego roku
pracuje Ministerstwo Skarbu Państwa. Kolejny termin jej ogłoszenia wyznaczyło
na lato.
To już trzecia sprawa o reprywatyzację, jaką wygrał warszawiak przed Trybunałem
w Strasburgu. W zeszłym roku Bogdan S., który
kilkanaście lat walczy o zwrot domu na Saskiej Kępie, dostał 5 tys. euro za złamanie prawa do procesu w rozsądnym terminie. 2 tys. euro więcej zasądził Trybunał
Joannie Beller, która od 16 lat chce odzyskać Pałac
Biskupów Krakowskich przy Miodowej. - Nie myślę, ile to jeszcze potrwa, bobym zwariowała - mówi.
MJ - Gazeta
Wyborcza
Rachunek od Kwaśniewskiego |
|
Tygodnik
"Wprost", Nr 1071 (08 czerwca 2003) |
|
75 miliardów złotych zapłacimy za brak ustawy
reprywatyzacyjnej
|
eLPR - serwis internetowy Ligi Polskich Rodzin.
Rugi warszawskie
W ostatnim czasie w wielu warszawskich mediach wypłynęła kwestia
tzw. „rugów warszawskich”. Chodzi o 1400 osób pozbawionych
własności nieruchomości dekretem Bieruta w 1946 r.
Obecnie starają się o odzyskanie utraconych domków i mieszkań w drodze
zasiedzenia. Jednak ratusz próbuje to zablokować poprzez podpisywanie z
mieszkańcami umów uzyczenia, które wyłączają
możliwość zasiedzenia. „Opornym” grozi się nakazem eksmisji. O
komentarz poprosiliśmy Antoniego Guta, radnego miasta
stołecznego Warszawy.
Jak to się stało, że
nagle zaistniał problem własności bezprawnie odebranej tuz po II wojnie
światowej?
A.G. Reżim komunistyczny przyniesiony do Polski na sowieckich bagnetach,
dekretem agenta NKWD, Prezydenta Bieruta, pozbawił
warszawiaków własności. Reżim upokarzał nas - ludzi pozbawionych mienia i
majątku, wyznaczając terminy na złożenie wniosków o
zwrot nieruchomości tylko po to, aby następnie tego zwrotu odmówić. Niezależnie
od
tego, w ten bandycki sposób pozbawieni własności właściciele, byli zmuszani do
ponoszenia różnych opłat. Niektóre nieruchomości udało się prawowitym
właścicielom
odzyskać, ale już nie jako własność, lecz tzw. użytkowanie wieczyste. Wielu
właścicieli nie złożyło wniosków o zwrot nieruchomości, ponieważ nie uznawali
tego
bolszewickiego bezprawia.
Właśnie, co stanie się z tymi, co nie złożyli wniosków o użytkowanie wieczyste?
A.G. Ci z nas, którzy zostali przez komunistów pozbawieni własności, a nie
złożyli
wniosków to pod rządami pana Lecha Kaczyńskiego
będą mieli poważne kłopoty.
Wprawdzie nie wierzę, aby pan prezydent nasłał na nich komorników, ale aby do
tego nie doszło trzeba będzie mocno się zorganizować.
Czy istnieje jakiś sposób na zwrot tych nieruchomości z mocy prawa?
A.G. Owszem, najlepszym wyjściem była by skarga konstytucyjna podpisana przez
określoną grupę posłów. Nie ukrywam, że podjąłem już działania mogące uruchomić
ten
mechanizm.
Czy były podejmowane jakieś inne działania?
A.G. Podjęliśmy działania na terenie Rady m. st. Warszawy, aby podjąć uchwałę
zabraniającą panu prezydentowi Kaczyńskiemu takich
praktyk, ale przegraliśmy
głosowanie. Przeciwko temu projektowi głosowali radni PiS
i radni z tzw. "klubu czystych
rąk."
Co możemy dzisiaj radzić warszawiakom oczekującym na zwrot swojej własności a
nagabywanym przez prezydenta Kaczyńskiego, aby
podpisali umowę użyczenia?
A.G. Osobiście jestem przeciwny podpisywaniu tych proponowanych przez
prezydenta
umów użyczenia, ponieważ ich podpisanie przerywa okres zasiedzenia a może być
również interpretowane jako rezygnacja z roszczeń dekretowych.
Czyli, nie powinno się podpisywać tych umów?
A.G. Dokładnie, nie należy podpisywać tych umów.
Dziękuje za rozmowę
Adam Gucwa
Chcesz zwrotu, załóż sprawę
Byli właściciele upaństwowionych przedsiębiorstw nie mogą się domagać należności od skarbu państwa z tytułu nacjonalizacji w drodze administracyjnej, a tylko przed sądem cywilnym.
Nie powinni więc liczyć na wydanie przez Radę Ministrów rozporządzenia do ustawy nacjonalizacyjnej z 1946 r., na którego podstawie mogliby uzyskać odszkodowanie. Muszą o nie walczyć w sądach cywilnych, po wpłaceniu wysokich wpisów.
Takie stanowisko prezesa Rady Ministrów potwierdził Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie.
Premier rozpatrywał wniosek Krzysztofa i Karola O. o wydanie wspomnianego aktu. Sprawa ma długą historię; rozpatrywali już ją minister gospodarki, Kancelaria Premiera, kilkakrotnie Naczelny Sąd Administracyjny, trafiła też do Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał umorzył wprawdzie postępowanie z uwagi na reformę sądownictwa administracyjnego, lecz w orzeczeniu z 8 września 2004 r. stwierdził, że "nie uniemożliwia to powtórnej próby domagania się odRady Ministrów ustanowienia przepisów, określających zasady obliczania i wypłacania odszkodowań za przedsiębiorstwa przejęte na własność państwa na podstawie ustawy nacjonalizacyjnej z 3 stycznia 1946 r."
Na ponowny wniosek braci O. o wydanie rozporządzenia wykonawczego, względnie indywidualnej decyzji o odmowie wydania takiego aktu, premier odpowiedział w styczniu 2005 r. umorzeniem postępowania, stwierdził bowiem, że nie jest to sprawa administracyjna.
W skardze do sądu bracia O. zarzucili, że sprawa dotyczy indywidualnej i konkretnej kwestii nieprzyznania odszkodowania za upaństwowione Zakłady Wapienne w Tarnowie Opolskim. Brak przewidzianego w ustawie rozporządzenia powodujący niewypłacenie odszkodowania dotyka spadkobierców byłego właściciela w bezpośredni i indywidualny sposób. - Jeżeli istnieje uprawnienie wynikające wprost z ustawy, to bez rozporządzenia Rady Ministrów nie można go zrealizować. Jest to nie do przyjęcia w państwie prawa - przekonywał podczas rozprawy adw. Józef Forystek, pełnomocnik braci O. - Rada Ministrów nie może tego zrobić, ponieważ materia przekazana w 1946 r. do wydania rozporządzenia obecnie, w myśl konstytucji, stanowi materię ustawową - mówił przedstawiciel premiera, radca prawny Tadeusz Milczarek. - Istnieją natomiast przepisy prawa cywilnego umożliwiające dochodzenie odszkodowania. I takie sprawy już się w sądach toczą.
Sąd podzielił argumentację premiera i oddalił skargę. Zasadna jest generalna konkluzja, że droga administracyjna w takich wypadkach nie przysługuje. O odszkodowanie można się ubiegać tylko w drodze cywilnoprawnej. Przedmiotem postępowania administracyjnego mogą być tylko sprawy indywidualne. Natomiast rozporządzenie jest aktem generalnym i abstrakcyjnym, skierowanym do nieokreślonej liczby adresatów, a nie tylko do skarżących. Nie ulega wątpliwości, że jego brak uniemożliwia wypłatę odszkodowania. Ale te negatywne skutki nie upoważniają skarżących do żądania jego wydania (sygn. IV SA/Wa 723/05). Wyrok jest nieprawomocny. Będzie skarga kasacyjna.
Danuta Frey
Czy przepis art. 4171 KC to szansa na sprawiedliwość dla byłych właścicieli gruntów warszawskich?
Jakub Pyszyński
(artykuł pochodzi z numeru 2 [78] luty 05)
Nowy art. 4171 § 3 KC, który wszedł w życie 1.9.2004 r., reguluje m.in. odpowiedzialność Skarbu Państwa za niewydanie aktu normatywnego, którego obowiązek wydania przewiduje przepis prawa. Niezgodność z prawem niewydania tego aktu stwierdza sąd rozpoznający sprawę o naprawienie szkody.
Jak się wydaje, sięgnąć do tego przepisu mogą byli właściciele gruntów warszawskich, którzy utracili własność na mocy dekretu z 26.10.1945 r. o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy (Dz.U. Nr 50, poz. 279). Na mocy dekretu, wszelkie grunty na ówczesnym obszarze m.st. Warszawy przeszły z dniem jego wejścia w życie na własność gminy. Dla dotychczasowych właścicieli przewidziano możliwość wystąpienia z wnioskiem o przyznanie im na ich dotychczasowych gruntach prawa wieczystej dzierżawy lub prawa zabudowy (dziś: prawa użytkowania wieczystego; art. 7 dekretu). W razie przyznania im tego prawa, co w założeniu miało być regułą, nie wyjątkiem, własnością dotychczasowych właścicieli pozostawały też budynki na gruncie przejętym przez miasto. W przypadku nieprzyznania tego prawa, byłym właścicielom miały być przyznane odszkodowania wypłacane w miejskich papierach wartościowych (art. 8).
Co mówiły przepisy?
Dekret w art. 9 ust. 3 zawierał delegację ustawową dla Ministra Odbudowy do wydania (w porozumieniu z Ministrami Administracji Publicznej i Skarbu) rozporządzenia wykonawczego do art. 7 i 8 dekretu, które miało określać skład i tryb postępowania miejskiej komisji szacunkowej ustalającej odszkodowania, zasady i sposób ustalania odszkodowań i przepisy oemisji papierów wartościowych przeznaczonych na ten cel.
Powojenna praktyka stosowania dekretu warszawskiego była skrajnie niekorzystna dla byłych właścicieli. Pozytywnych decyzji o przyznaniu prawa użytkowania wieczystego praktycznie nie wydawano, nie wydano też rozporządzenia na podstawie art. 9 ust. 3 dekretu. Co więcej, ???art. 89 ustawy o gospodarce gruntami i wywłaszczaniu nieruchomości z dnia 29.4.1985 r. (Dz.U. z 1985, Nr 22 poz. 99, tekst jedn. Dz.U. z 1991 r. Nr 30, poz. 127) w pierwotnym brzmieniu (wg późniejszej numeracji art. 82) stanowił w ust. 1 o wygaśnięciu – z dniem wejścia w życie ustawy – roszczeń przewidzianych w owym dekrecie, dotyczących przyznania praw do gruntów zamiennych lub odszkodowania” (uchwała TK z dnia 18.6.1996 r., W 19/95, OTK Nr 3/ 1996, poz. 25).
Niestabilność i niepewność praw
W obecnym stanie prawnym byli właściciele gruntów warszawskich, którzy nie złożyli w ogóle wniosku o przyznanie prawa użytkowania wieczystego, nie mają [...]
Mija
60 lat od ogłoszenia dekretu Bieruta
- ograbieni warszawiacy chcą reprywatyzacji W środę pod Sejmem "Czarna
manifestacja" mieszkańców Warszawy, których dokładnie 60 lat temu ograbił
dekret Bieruta. Tysiące z nich do dziś nie mogą
odzyskać nieruchomości, bo ratusz zwleka ze zwrotami.
Wybór terminu manifestacji nie jest przypadkowy. Słynny dekret wszedł w życie
26 października 1945 r. Pokrzywdzeni właściciele o godz. 11 zbiorą się pod
Sejmem.
Bracia Piotr i Tadeusz Sokołowscy o reprywatyzację
walczą już 13 lat. Chcą odzyskać kupioną od Radziwiłłów willę przy ul.
Dworkowej 3 na Mokotowie. Należała do ich rodziny. Mieszkał tam przedwojenny
minister przemysłu Marian Szydłowski. W czasie wojny
willę zajmowali Niemcy, a w PRL-u ją znacjonalizowano. Od 1967 r. budynek
należy do Polskiej Akademii Nauk. - To socjalistyczny właściciel. Robi, co
może, i przedłuża postępowanie, żeby nie zwrócić nam nieruchomości, bo zarabia
na jej wynajmowaniu prywatnym firmom, a nawet kancelariom prawnym - denerwuje
się Tadeusz Sokołowski, podróżnik, pisarz i były
dyplomata. Podkreśla, że dopiero kilka lat temu udało się podważyć
nacjonalizację. Problem w tym, że każdą decyzję PAN skarży do sądu i sprawy nie
można skierować do załatwienia w ratuszu. Martwi to braci, bo ich ciocia, która
też jest spadkobierczynią ma już 88 lat.
Rugi zamiast zwrotów
Takich spraw jest mnóstwo. Dekret Bieruta pozbawił
mienia ponad ponad 20 tys. warszawiaków i objął ponad
jedną czwartą dzisiejszej stolicy. Państwo przejęło wówczas ponad 14 tys.
hektarów gruntów, razem z budynkami głównie w centrum miasta. Do kamienic, a
nawet jednorodzinnych domów, skierowano lokatorów. Bywało, że właściciel z
rodziną był ściśnięty w jednym pomieszczeniu i przez dziesiątki lat patrzył,
jak kolejni mieszkańcy z przydziału dewastują jego dom.
Reprywatyzację dopiero w połowie lat 90. zaczął
prezydent Warszawy Marcin Święcicki. W ostatnich
trzech latach straciła jednak tempo. Prezes Polskiej Unii Właścicieli
Nieruchomości Mirosław Szypowski uważa, że to wina
prezydenta Lecha Kaczyńskiego. - Nie można mówić o
reprywatyzacji w Warszawie, bo jej teraz nie ma. Prezydent Kaczyński
i jego urzędnicy robili wszystko, by ją zatrzymać. Mało tego wykorzystali
dekret Bieruta, by straszyć warszawiaków rugami [to
akcja miasta wymierzona przeciwko zasiedzeniom
nieruchomości m.in. przez byłych właścicieli - red.] - atakuje ostro Szypowski.
Zgadza się z nim mecenas Jan Stachura. Dla rodziny Polańskich walczy o działkę na pl. Defilad, na której stoi
fragment hali kupieckiej. - Odmówiono mi zwrotu tłumacząc, że pl. Defilad to
ciąg pieszy i dopóki nie będzie planu zagospodarowania, to nic tam nie można
budować. Ale to tylko wymówka, bo w tym samym miejscu ratusz niedawno wydał
kupcom warunki zabudowy na dom towarowy.
Ratusz: zostały nam trudne sprawy
Rzeczywiście zwrotów jest mniej niż za rządów poprzednich koalicji. Od początku
kadencji Lecha Kaczyńskiego, czyli od jesieni 2002 r.
urzędnicy wydali ok. 250 decyzji o zwrocie nieruchomości. A w latach 1995-2002
oddano 900 działek z domami i kamienicami. Do tego niepoliczone grunty
niezabudowane.
- Samorząd nie prowadzi polityki wstrzymywania czy blokowania zwrotów
nieruchomości - zapewnia nas Krzysztof Kondrat,
dyrektor biura gospodarki nieruchomościami w stołecznym ratuszu. - Pan
prezydent Kaczyński oczekiwał od nas nawet
sprawniejszego działania, ale sprawy są bardzo skomplikowane.
Czasem decyzje o zwrocie zapadają po czterech latach postępowania w urzędzie
miasta. Dyrektor Kondrat tłumaczy, że najprostsze
przypadki już załatwiono. Teraz zostały te trudne, gdy np. przedwojenne granice
działek prowadzą przez środek budynków albo pod ulicami, a spadkobierców
właścicieli trzeba szukać za granicą. Zwrot wstrzymał też na pewien czas brak
planów zagospodarowania.
Nadzieja w ustawie
Co zrobić, by naprawić krzywdę wyrządzoną po wojnie tysiącom
warszawiaków? Problem rozwiązałaby ustawa reprywatyzacyjna. Jej projekt
przygotowano w magistracie. Urząd nie zdradza jednak szczegółów, bo prowadzi
konsultacje. Nieoficjalnie wiemy, że projekt oprócz zwrotu mienia przewiduje
odszkodowania. Nie precyzuje jednak, w jakiej wysokości. Jeden z wariantów mówi
o 100 proc. wartości nieruchomości. Z ogólnych szacunków wynika, że
kosztowałoby to ok. 3-4 mld zł. Problem w tym, kto ma
płacić: państwo czy miasto. Zaletą ustawy byłoby otwarcie drogi do
reprywatyzacji wszystkim byłym właścicielom, a nie tylko tym, którzy po wojnie
złożyli o to wnioski (dziś tylko oni mają szansę na zwrot). Teraz ruch należy
do polityków.
(GW Stołeczna - Mariusz Jałoszewski, Małgorzata Zubik)
Autor: infowarszawa
Źródło: http://www.infowarszawa.pl/index.php?akcja=pokaz&nn=10424
60
lat temu na mocy dekretu Bieruta ponad 20 tysiecy warszawiaków utracilo
place, domy, nieruchomosci. Lacznie
miasto przejelo wówczas kilkanascie
tysiecy hektarów gruntów. Kilkudziesieciu
poszkodowanych mieszkanców stolicy, którzy od kilkudziesieciu lat walcza o
zwrot ich wlasnosci, zorganizowalo
przed Sejmem "Czarna manifestacje".
Pani Jadwiga Piechowska ma 94 lata. Doskonale pamięta
moment, w którym dekret Bieruta wchodził w zycie. Wtedy jednak wydawało się jej, ze to tylko na
chwile. Pani Jadwiga przyszła pod Sejm, bo walczy o domek jednorodzinny na
Żoliborzu. Andrzej Borowski czuje sie
poszkodowany, bo państwo zabrało mu 24 metry kwadratowe działki, metry ważne bo przylegające do jezdni. Co ciekawe - sąsiadom ten
skrawek zostawiono.
Reprywatyzacja rozpoczęła się w latach 90-tych. Najwięcej, bo 239
nieruchomości zwrócono w 1998 roku. Wtedy prezydentem Warszawy był Marcin Swiecicki.
Od tamtej pory liczba rozpatrzonych wniosków spada. W czasie calej - trzyletniej kadencji Lecha Kaczynskiego
- zwrotów doczekało się 250-ciu właścicieli. Protestujący nie mogli uwierzyć,
jak można się tak grzebać. "I dlatego warszawiacy powiedzieli w niedziele
prezydentowi "nie" - aż sześciu na dziesięciu mieszkańców stolicy
zagłosowało za Donaldem Tuskiem"
- wykrzykiwał przed Sejmem organizator manifestacji Ryszard Bil.
Irena Orlowska, która w
urzędzie miasta zajmuje sie gospodarka
nieruchomościami tłumaczy, ze za spowolnienie w rozpatrywaniu wniosków nie
odpowiada prezydent. Jak podkreśla, wszystkie łatwe sprawy zostały już po
prostu rozpatrzone, a teraz pozostały już przypadki skomplikowane.
Pan Krzysztof Traficz stara się o odzyskanie
ponad 3 hektarów gruntu niedaleko dawnego dworca Głównego. Gruntu nie może
odzyskać, bo miasto domaga się od niego przedstawienia planu zagospodarowania
przestrzeni. Irena Orlowska przyznaje, ze wygaśniecie
ponad półtora roku temu dotychczasowych planów utrudniło niektórym życie, ale
takie sa po prostu przepisy.
W szafach zalega 11 tysięcy spraw o zwrot nieruchomości bądź odszkodowanie.
Niektórzy liczą, ze ustawa reprywatyzacyjna rozwiąże problem. Irena Orlowska wątpli jednak, by
cokolwiek ona przyśpieszyła. Na ustawie zyskaliby jednak ci, którzy po wojnie
nie złożyli wniosków a teraz chcą odzyskać swoja własność. Teraz takiej szansy
nie maja.
Źródło:
http://apollo.radio.com.pl/iar/news.aspx?iID=2006903&p=w
" Pora
na zasiedzenia gruntów
O przejęcie kilku tysięcy miejskich działek za grosze mogą starać się od jutra
warszawiacy. Ratusz robi, co może, żeby w tym przeszkodzić.
Stawką jest nawet 10 mld zł. To szacunkowa wartość
ok. 2 tys. hektarów, których właścicielem jest miasto. Tyle mogą zgodnie z
prawem przejąć obecni użytkownicy. Jak? Przez zasiedzenie. Jeśli ktoś ogrodził
miejską działkę, zbudował na niej dom i traktował ją jak swoją przynajmniej
przez 30 lat, teraz może się starać o ziemię w sądzie. 30 lat
mija 1 października.
(...)
Stołeczny ratusz jest dobrze przygotowany do krytycznej daty. To dzięki temu,
że zrobił porządki w nieruchomościach. Zaczęły się wiosną
2003 r. - Po gospodarsku zaczęliśmy liczyć to,
co jest w mieście - mówi Zbysław Suchożebrski, pełnomocnik
prezydenta ds. zasiedzeń. - Zbadaliśmy dokumenty,
były też wizje w terenie.
Po inwentaryzacji okazało się, że 4 tys. 277 miejskich nieruchomości mają osoby
bez żadnych umów. Najwięcej na Mokotowie i Pradze Południe. Rekord to trzy
hektary przy al. Żwirki i Wigury w okolicach Racławickiej. Dysponował nimi
mężczyzna, który nie był właścicielem, a mimo to wydzierżawił je pod ogródki
działkowe i brał za to pieniądze. Szykował się do zasiedzenia gruntu.
Żeby to uniemożliwić, miasto proponuje takim ludziom umowy dzierżawy. Do połowy
sierpnia podpisano ich ok. 700, kolejne są przygotowywane. Dzięki temu do
miejskiej kasy wpłynęło ok. 2 mln zł.
Jeśli ktoś nie godzi się na dzierżawę, sprawa trafia do sądu (w połowie
sierpnia było ich 1862).
Więcej: www.gazeta.pl
|
Kilkadziesiąt
osób protestuje w środę przed Sejmem przeciw polityce władz Warszawy, które
domagają się wydania gruntów i nieruchomości znacjonalizowanych w 1945 roku
dekretem Bolesława Bieruta. |
Uczestnicy manifestacji, wśród których są użytkownicy i
właściciele przedwojennych nieruchomości, mają złożyć w Sejmie list otwarty w
tej sprawie. Utrzymują, że władze stolicy uniemożliwiają im zasiedzenie i
formalne odzyskanie znacjonalizowanej własności.
Według jednego z organizatorów protestu Ryszarda Billa,
"dla miasta przedwojenne akty własności nic nie znaczą, bo cały czas
obowiązuje dekret Bieruta". W rozmowie z PAP
przypomniał, że "dekret Bieruta wszedł w życie
właśnie 26 października 1945 roku, a manifestacja ma przypomnieć tę smutną
rocznicę".
"Obecnie władze Warszawy wykorzystują komunistyczny dekret do zagrabienia
własności warszawiaków" - przekonywał. Według niego, dekret jest sprzeczny
z Konstytucją RP.
Wyraził nadzieję, że list złożony w Sejmie spowoduje zainteresowanie polityków
sprawą i pozwoli wypracować rozwiązania, które pomogą odzyskać przedwojennym
właścicielom znacjonalizowane w 1945 roku nieruchomości.
Wśród protestujących zjawił się m.in. były prezydent stolicy Marcin Święcicki, który przypomniał, że za jego kadencji zwrócono
warszawiakom ok. 800 znacjonalizowanych dekretem Bieruta
nieruchomości. Powiedział, że "nie rozumie dlaczego
w ostatnim czasie tylu warszawiaków musi walczyć o przyznanie im prawa
własności". Warszawa ma niezwykle skomplikowaną sytuację własnościową
gruntów. Po wojnie prezydent Bolesław Bierut, z uwagi
"na konieczność odbudowy i rozbudowy Warszawy", dekretem
znacjonalizował nieruchomości warszawskie. Byli właściciele mogli składać tzw.
wnioski dekretowe o zwrot nieruchomości. Bardzo często były one jednak
rozpatrywane negatywnie, lub nierozpatrywane w ogóle.
Ratusz nieprzypadkowo wszczął w tym roku procedurę odzyskiwania
znacjonalizowanych po wojnie gruntów. Od początku października mieszkańcy
spornych nieruchomości mogą ubiegać się o tytuły własności przez zasiedzenie.
W kwietniu wielu warszawiaków zamieszkujących nieruchomości o niewyjaśnionym
statusie otrzymało pisma z Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy. Wzywano w nich
do szybkiego dostarczenia dokumentów, na podstawie których
zajmują oni nieruchomości. W przypadku nieprzedstawienia
takich dokumentów proponowano podpisanie z miastem umowy dzierżawy gruntu lub
umowy użyczenia na czas określony, z adnotacją, że niestawienie się w urzędzie
będzie skutkowało skierowaniem sprawy do sądu.
Do tej pory pozwy do sądu otrzymało około 1,5 tys. warszawiaków, od których
miasto domaga się wydania nieruchomości. (PAP)
źródło: http://ww6.tvp.pl/837,20051026261092.strona
Kto zapłaci za Bieruta? 28.10.2005 09:11 |
Przedwojenni właściciele nieruchomości warszawskich,
którzy utracili je na podstawie tzw. dekretu Bieruta, wciąż czekają na uregulowanie swoich
roszczeń. Tylko niektórzy mogą się o nie skutecznie ubiegać. Miasto
przygotowuje przepisy, które umożliwią wypłacenie im w ciągu 5 lat przynajmniej
częściowej rekompensaty.
Szanse dawnych właścicieli nieruchomości warszawskich na odzyskanie ich lub na
wypłatę odszkodowania zależą od tego, czy w latach 1947-1949 albo pod koniec
80. zostały złożone wnioski o ich zwrot. Roszczenia
osób, które tego nie zrobiły, nie są obecnie w ogóle rozpoznawane, a nie wydano
przepisów przewidujących przywrócenie terminu na złożenie wniosku.
Wszystkie grunty znajdujące się w ówczesnych granicach administracyjnych
stolicy, przeszły na własność gminy na podstawie dekretu z 26 października
1945r. o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy (Dz.U. nr 50, poz. 279 z późn. zm.). Wprawdzie ówcześni
właściciele otrzymali prawo ubiegania się o przyznanie im wieczystej dzierżawy,
prawa zabudowy albo odszkodowania, to jednak najczęściej dostawali decyzje
odmowne, a prawo do niewypłaconych odszkodowań wygasło 1 sierpnia 1985 r. W
ciągu pół roku od ukazania się w Dzienniku Urzędowym obwieszczenia o objęciu
gruntów w posiadanie dawni właściciele mogli składać wnioski o ich zwrot.
Niektóre z nich do tej pory nie zostały rozpoznane.
Natomiast przedwojenni właściciele domów jednorodzinnych i małych domów
mieszkalnych - na podstawie przepisów ustawy z 29 kwietnia 1985 r. o gospodarce
gruntami i wywłaszczaniu nieruchomości (Dz.U. nr 22, poz. 22 z późn. zm.) - mogli złożyć do 31 grudnia 1988 r. wnioski o ich
zwrot i o oddanie gruntów pod nimi w użytkowanie wieczyste.
W dodatku ok. 3200 warszawiaków włada nieruchomościami, które w księgach
wieczystych jako właściciela mają wpisany Skarb Państwa. Miasto zaproponowało
im zawarcie umowy wieczystej dzierżawy na 30 lat albo użyczenia na czas
określony, ale odmówili, ponieważ zawarcie jej przerywa bieg terminu do
zasiedzenia nieruchomości. Miasto wystosowało przeciwko nim do sądu ponad 2050
pozwów, domagając się wydania nieruchomości.
- Roszczenia za mienie przejęte na terenie Warszawy powinny zostać uregulowane
razem ze sprawą rekompensat za przejęte przez państwo nieruchomości oraz inne
składniki mienia - powiedział "GP" Krzysztof Pawlak, dyrektor
Departamentu Reprywatyzacji i Udostępniania Akcji w Ministerstwie Skarbu
Państwa. Projekt ustawy o rekompensatach wpłynął już do Sejmu 13 października
2005 r.
Malgorzata Piasecka-Sobkiewcz
Marcin Bajko, zastępca dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami urzędu
m.st. Warszawy
Przygotowywany w Ratuszu projekt ustawy o gruntach warszawskich załatwi sprawę
wszystkich przedwojennych właścicieli, bez względu na to, czy kiedykolwiek
składali wniosek o zwrot nieruchomości lub odszkodowanie za nią. Wprawdzie nie
mamy inicjatywy ustawodawczej, ale zapewne zgłosimy projekt jako projekt
poselski. Planuje się zwracać nieruchomości w naturze wówczas, gdy nie został
zbyty nowemu właścicielowi, natomiast w pozostałych przypadkach wypłacać
rekompensaty. Z przedwojennymi właścicielami chcielibyśmy się rozliczyć szybko,
w ciągu 5 lat.
Zbysław Suchożebrski, pełnomocnik prezydenta do
spraw zasiedzeń i gruntów
Wprawdzie od kwietnia 2005 r. urząd miasta kierował do sądu pozwy przeciwko
warszawiakom zamieszkującym nieruchomości o nieuregulowanych prawach własności,
to jednak w najbliższych dniach wystąpi o zawieszenie toczących się postępowań
przeciwko byłym właścicielom i ich następcom prawnym aż do momentu, kiedy
uregulują swoje prawa własności lub użytkowania. Jednakże pozwanymi najczęściej
nie są potomkowie dawnych właścicieli, lecz osoby, które objęły te grunty w
posiadanie i nie uregulowały do nich prawa własności.
Polski właściciel kontra rząd USA
(20-06-2001, źródło: Gazeta Wyborcza)
Amerykańscy adwokaci dobiorą się do skóry własnemu
rządowi. Dlaczego? Bo kupił od władz PRL zagrabioną po wojnie nieruchomość. A
byli właściciele do dziś nie dostali za nią ani złotówki.
- 5 lipca, dzień po święcie niepodległości USA,
złożymy skargę w sądzie w Nowym Jorku przeciwko rządowi amerykańskiemu, jako
współwinnemu przestępstwa - poinformował we wtorek w Warszawie Edward Fagan, adwokat reprezentujący Alberta Czetwertyńskiego.
To właśnie rodzinie Czetwertyńskich zabrano okazałą
kamienicę położoną w Alejach Ujazdowskich w Warszawie. Dziś w jej miejscu -
Amerykanie zburzyli ją w 1960r. - stoi gmach ambasady USA. Czetwertyński
ocenia wartość swoich roszczeń na co najmniej 20 mln dolarów. Suma ta obejmuje utracone zyski z tytułu
wynajmu domu.
Krucjata właścicielska
- Dziś wstydzę się, że jestem Amerykaninem, bo mój rząd kupił ukradzioną
nieruchomość - stwierdził Fagan, który uczestniczył
m.in. w sprawie o odszkodowania dla ofiar III Rzeszy przeciwko rządowi
niemieckiemu. Amerykański adwokat zapowiedział też wczoraj
?wielką krucjatę" przeciwko prowadzącym w USA interesy
międzynarodowym firmom, które kupiły w Polsce nieruchomości, wiedząc, że były
one konfiskowane bez odszkodowania.
Z wypowiedzi prezesa Stowarzyszenia Przemysłowców Polskich Antoniego Feldona wynika, że z atakiem amerykańskich adwokatów (Fagan wspomniał o czterech firmach prawniczych) musi się
liczyć bardzo wiele firm, m.in. ING Bank, do którego należy obecnie
nieruchomość przy warszawskim placu Trzech Krzyży.
Jak długo może potrwać proces przeciwko rządowi USA? - Sądzę, że od sześciu
miesięcy do półtora roku - odpowiedział Fagan.
- Oczywiście, o ile rząd wykaże chęć polubownego załatwienia sprawy. W
przeciwnym razie sprawa może potrwać znacznie dłużej - dodał.
Rząd USA: to nie nasza sprawa
Kiedy o losach kamienicy Czetwertyńskich napisał
przed sześcioma laty "The Wall
Street Journal Europe", Waszyngton wydał wówczas oficjalne
oświadczenie, że ?negocjacje w sprawie uzyskania i
użytkowania posiadłości były prowadzone z legalnymi władzami Polski", a
strona amerykańska ?działała zgodnie z prawami
obowiązującymi w Polsce i w Stanach Zjednoczonych". Rząd amerykański
przyznał, że wie o roszczeniach rodziny Czetwertyńskich.
Podkreślił jednak z całą stanowczością, że "jest to sprawa między rodziną
[Czetwertyńskich - red.] a polskim rządem".
Adwokaci rządu USA mają jednak silne argumenty, np. w tekście umowy zawartej
przez rząd amerykański z władzami PRL czytamy: "Skarb państwa Polskiej
Rzeczypospolitej Ludowej zobowiązuje się do usunięcia z ksiąg wieczystych
nieruchomości (...) wszelkich obciążeń dotyczących
tych nieruchomości, jak również uwolnić Stany Zjednoczone Ameryki od
zgłaszanych przed sądami polskimi wszelkich roszczeń trzecich osób w stosunku
do tych nieruchomości".
- Myśleli, że zawarli przebiegły kontrakt. Tymczasem ta kopia jest dowodem na
przestępczy spisek i handel kradzionym towarem - przekonywał Fagan. Dodał, że podobne klauzule zawierają obecne umowy, w
których skarb państwa sprzedaje nieruchomości inwestorom zagranicznym. - Każda
firma, która kupiła nieruchomość od polskiego rządu i nie zapłaciła prawowitym
właścicielom, będzie przez nas skarżona - zagroził. - Byliśmy w Szwajcarii,
Austrii i w Niemczech, teraz jesteśmy w Polsce.
Fagan przyznał, że adwokaci biorą określony procent
od kwoty wywalczonych odszkodowań. W przypadku naszego kraju w grę wchodzi
ponad miliard dolarów.
Manifestacja przed Parlamentem |
Dzisiaj
w Passie Wysłano dnia 05-11-2005 o godz. 12:29:36 przez passa |
|
Hańba polskiej demokracji
|
Audycji pod tytułem: "Rugi z nieruchomości warszawskich i sprzedaż gruntów konstancińskich cz. I i II, Izabela Brodacka-Falcman, mec. Aleksandra Wawrzyniak, Jan Maria Jackowski, Jan Chechłacz, Jarosław Majewski "
można sobie posłuchać na :
http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2005/07/2005.07.16.rn21.m3u
http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2005/07/2005.07.16.rn18.m3u
źródło
http://dziennik.pap.pl/?dzial=POL&poddzial=SPN&id_depeszy=16498533
[2005-05-05
19:10]
Warszawski Ratusz: nie chcemy pozyskiwać zamieszkanych
nieruchomości
Urzędnicy warszawskiego ratusza zapewniają, że proponowane przez nich umowy
użyczenia lub dzierżawy mieszkańcom nieruchomości o niejasnym statusie
własności, to jedynie regulowanie stosunków własnościowych. Mecenas Jan Stachura takie postępowanie określa jako hipokryzję.
Wiceprezydent
Robert Draba oraz dyrektorzy Marcin Dziurda i
Krzysztof Konrad zapewniali w czwartek podczas konferencji prasowej, że miasto
nie ma zamiaru pozyskiwania zamieszkanych nieruchomości o niejasnym statusie
własnościowym.
W kwietniu
wielu mieszkańców nieruchomości o niewyjaśnionym statusie otrzymało pisma z
Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy, w których zalecano im wydzierżawienie
gruntu lub zawarcie z miastem umowy użyczenia na czas określony. Wzbudziło to
zaniepokojenie mieszkańców. Tymczasem od końca maja mieszkańcy będą mogli
ubiegać się o tytuł własności, poprzez zasiedzenie, do zajmowanych
nieruchomości.
Warszawa ma
niezwykle skomplikowaną sytuację własnościową gruntów. Po wojnie prezydent
Bolesław Bierut, z uwagi "na konieczność
odbudowy i rozbudowy Warszawy" dekretem znacjonalizował nieruchomości
warszawskie. Byli właściciele mogli składać tzw. wnioski dekretowe" o
zwrot nieruchomości. Bardzo często były - niezgodnie z prawem - rozpatrywane
negatywnie, lub nierozpatrywane w ogóle.
"Nie jest
naszą intencją pozyskiwanie tych nieruchomości, które są zamieszkane. Chodzi
nam o uregulowanie sytuacji prawnej i nadanie tytułów własności" -
powiedział Dziurda. Podkreślił, że miasto chce
przerwać bieg zasiedzeń, aby nie doszło do sytuacji,
w których okaże się, że pozbyło się wielu nieruchomości.
Draba zwrócił
uwagę na fakt, że jeśli dojdzie do zasiedzenia nieruchomości, tytuł własności
otrzyma tylko jedna osoba z rodziny, podczas gdy inni jej członkowie będą mieli
prawo do odszkodowania.
Mec. Stachura powiedział, że jeśli
mieszkańcy zgodzą się na umowę użyczenia lub dzierżawy - staną się posiadaczami
zależnymi. "Posiadacz zależny nie ma możliwości zasiedzenia nieruchomości,
zaś miasto może mu potem wymówić umowę lub zażyczyć sobie wysokiego
czynszu" - podkreślił.
Urzędnicy na
konferencji prasowej zapewniali, że nie mają takich intencji. Jednak
konstrukcja prawna umów: dzierżawy czy użyczenia, zawiera takie możliwości.
Tymczasem nieprzyjęcie takiej umowy proponowanej przez miasto i
nieprzerwanie biegu zasiedzenia da mieszkańcom możliwość uzyskania tytułu
własności poprzez zasiedzenie. Instytucja zasiedzenia wywodzi się z prawa
rzymskiego.
Tłumaczenie
Ratusza, jakoby miasto dążyło do uregulowania sytuacji własnościowej i nadania
tytułów własności mec. Stachura
nazywa "hipokryzją i krzywdzeniem wielu ludzi".
Odnosząc się
do spraw sprzed 60 lat, mecenas przypomniał, że mieszkańcy obrzeży Warszawy nie
przypuszczali często, że ich nieruchomość podlega dekretowi Bieruta i dlatego nawet nie składali wniosków o
zwrot nieruchomości. Teraz ich sytuacja jest tym trudniejsza.
Mecenas
przyznał, że sam prowadzi sprawy nieruchomości w centrum Warszawy, których
posiadacze złożyli "skutecznie" (czyli
został zarejestrowany) wniosek dekretowy o zwrot nieruchomości. "Przez 50
lat wniosek nie został rozpatrzony. Prezydent nie rozpoznał sprawy i zażyczył
sobie 5947 zł miesięcznie czynszu" - powiedział.
Źródło http://www.wprost.pl/ar/?O=82505
Czy Prawo i Sprawiedliwość chce sfinansować
swoje obietnice wyborcze z majątku zabranego Polakom przez komunistów?
Powołanie przez braci Kaczyńskich partii Prawo i
sprawiedliwość miało na celu sprawienie, aby w Polsce władza już nigdy nie
krzywdziła obywateli i to nawet wtedy, kiedy formalnie postępuje zgodnie z
prawem. Tymczasem zatrudnieni przez Lecha Kaczyńskiego
prawnicy postępują nie tylko niezgodnie z powszechnym poczuciem sprawiedliwości ale także zwyczajnie łamią prawo. Zarówno
Konstytucja Marcowa z 1921 r., na którą powoływali się komuniści, jak i
Konstytucja Kwietniowa z 1935 r. nie zezwalały na wywłaszczenie bez
odszkodowania. Powoływanie się na dekret sprzeczny z ustawą zasadniczą to kpina
z prawa, niegodna założyciela prawicowej partii, prezydenta elekta i profesora
prawa.
To niestety tylko jeden z wielu przykładów "luźnego"
podejścia ekipy Lecha Kaczyńskiego to prawa
własności. W czasie 3-letnich rządów PiS w Warszawie
praktycznie wstrzymano zwrot nieruchomości byłym właścicielom. Nie odbywały się
także przetargi w których zabużanie
mogliby uzyskać rekompensaty za majątki pozostawione na terytoriach, które po
II wojnie światowej nie weszły w skład państwa polskiego. Ceną za pełnię władzy
w Polsce dla Prawa i Sprawiedliwości były obietnice wyborcze, które będą
kosztowały budżet państwa ok. 40 mld zł.
Warszawiacy demonstrujący dziś przeciw polityce władz stolicy mogą
odnieść wrażenie, że będą one sfinansowane z majątku znacjonalizowanego przez
komunistyczne władze.
Aleksander Piński
Źródło http://www.wspolnota.org.pl/index.php?9+43+5449+2
Jako podstawowe
przeszkody rozpoznawania spraw dekretowych należy wskazać: |
Źródło : http://www.inwestycjekomunalne.pl/index.php?100+224+977+7